PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8149}
7,1 3 564
oceny
7,1 10 1 3564
Nikodem Dyzma
powrót do forum filmu Nikodem Dyzma

"Nikodem Dyzma" z 1956 roku to zdecydowanie najbardziej bizarny film jaki obejrzałem od dłuższego czasu.
Na początku jednak trzeba zaznaczyć jedną rzecz: film ten NIE JEST ekranizacją powieści Tadeusza Dołęga-Mostowicza. Jest jedynie oparty na jej motywach, natomiast akcja owego obrazu idzie miejscami w tak zupełnie innych – od swego pierwowzoru – kierunkach, że doprawdy z lupą szukać tutaj motywów odwzorowanych wiernie. Jeśli więc komuś spodobała się książka (jak mi xD), może być raczej po seansie rozczarowany. Zachęcam więc uzbroić się w brak większych wymagań odnośnie "Nikodema Dyzmy" (1956) przed przystąpieniem do jego obejrzenia.
Zacznę może jednak od początku... zanim ten film obejrzałem, z opisów wnioskowałem, iż musi on być niezwykle wybitny. "Dlaczego?" – zapytacie. Otóż, osobiście jestem ogromnym fanem polskiego kina przedwojennego i koncept produkcji powojennej, będącej adaptacją prawdopodobnie najbardziej kultowej książki lat trzydziestych, a do tego zrzeszającej dwie wielkie osobistości mojej ukochanej ery, tj. wybitnego scenarzystę i autora tekstów Ludwika Starskiego, oraz – *drm roll* – KRÓLA POLSKIEJ KOMEDII – ADOLFA DYMSZĘ w roli GŁÓWNEJ, był dla mnie niesamowicie frapujący. Mój mózg automatycznie wytworzył wyobrażenie filmu składającego hołd minionej erze w sztuce, przy okazji krytykującego ówczesny rząd, tj. sanację... trochę jak... jakieś polskie "Singin' in the Rain" (1952). Film "Nikodem Dyzma" z 1956 roku wyglądał więc oczami mojej wyobraźni bardzo legendarnie i było tak aż do momentu, kiedy go nie obejrzałem xD.
Ową produkcję obejrzałem od razu po mojej lekturze "Kariery Nikodema Dyzmy" Mostowicza, która baaardzo mi się spodobała. Film natomiast, choć na pierwszy rzut oka podobny, jest całkowicie inny (i to nie tylko patrząc na szczegóły). Postacie Niny, Kunickiego i Kasi w owym obrazie praktycznie nie istnieją, choć na plus uznaję że ta ostatnia od samego początku jest – w sposób wizualny – przedstawiona jako lesbijka, co w powieści było wsm dość niepotrzebnie ukryte między wierszami. Ale still, przez fakt jak małą rolę te trzy (niegdyś znaczące) postacie odgrywają w filmie, aż serce boli za każdym razem kiedy się pojawiają w jakiejś zupełnie już nie potrzebnej dla filmu sceny żywcem wziętej z książki. Skoro jednak Nina tutaj istnieje tylko dla żartów, to kto w tym filmie – można by zapytać – jest obiektem westchnień Dyzmy? Otóż jest to NOWA postać imieniem Zula (grana przez Urszulę Modrzyńską do złudzenia podobną do Dolores Hart), będąca niejako żeńskim odpowiednikiem samego Dyzmy, który dzięki grze genialnego Dymszy (autentycznie uważam że Dymsza jest największym atutem tego beznadziejnie średniego dzieła i aż serce ściska że jego potencjał został tak zmarnowany) jest jakiś taki milszy i wgl fajniejszy od książkowego pierwowzoru. Powiem tak: Dyzma w "Nikodemie Dyźmie" da się lubić!
Wracając jednak do Zuli i Nikodema, to imo mega fajny koncept. Ich tak bardzo przyziemny, biedny romans jakoś tak otwiera furtkę do ukazania alternatywnej historii głównego bohatera, chociaż ofc to wszystko diabli biorą pod koniec filmu, gdzie (SPOILER!) Dyzmę aresztują i bóg wie co dalej z tym biednym człowiekiem robią. Jest to tym bardziej schrzanione jak spostrzeżemy, iż ten bohater jest naprawdę zupełnie inną postacią od tego Dyzmy z książki, którego sam nie raz miałem ochotę "wziąć za pysk" (mówiąc jego słowami xd).
Ciekawym też wyjściem było stworzenie innej nowej postaci, mianowicie Gabrysia. To ziomek Nikodema spod mostu, który później staje się jego lokajem, co jeszcze bardziej upewnia widza w przekonaniu że TEN Dyzma jest naprawdę spoko.
Rację miała też jednak moja wybujała wyobraźnia, porównując film do "Deszczowej piosenki", bo gdy wchodzą sceny musicalowe z tańcem i big bandem w tle, daje to właśnie taki, a nie inny vibe. Bardzo to plusuje do końcowej oceny "Dyzmy", jednak jeszcze lepiej byłoby wykorzystać także piosenki rzeczywiście stare, a nie tylko te (choć dobre!) nowe. Z tego właśnie zasłynął film amerykański ale widocznie polskich twórców jego sukces nie zainspirował.
Zdaję sobie, rzecz jasna, sprawę z tego, że pewnie główną przyczyną spadku jakości tego filmu były władze komunistyczne, które pewnie też mimo wszystko pomogły zwiększyć jego wydźwięk w krytyce sanacji (książkowa chyba była nieco bardziej subtelna xd), jednakże overall film jest przez to wszystko zwyczajnie średni, choć byłby o wiele lepszy gdyby twórcy nieco odważniej go zmienili w stosunku do oryginału książkowego. Taka częściowa zmiana, jak w przypadku nowej postaci Zuli, która koniec końców w historii nic nie zmieniła, daje zwyczajnie wrażenie roboty na pół gwizdka.
Podsumowując, największy plus to ADOLF DYMSZA, który wyszedł w tym średnim filmie GENIALNIE, a największy minus, to że nie powierzono roli Kunickiego Stanisławowi Milskiemu, który przecież i tam grał.
P.S. Fajne cameo młodego Romana Polańskiego.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones